piątek, 26 czerwca 2015

czerwone i czarne

Witajcie:)

Bardzo dziękuję za Wasze komentarze, miłe słowa:) Chciałabym też serdecznie powitać nowe obserwatorki:)

Dziś naprawdę będzie króciutko.
I bynajmniej nie o Stendhalu (choć tytuł może to sugerować), literaturą zajmę się w następnym poście, obiecuję!

Zapisałam się w nieco szalonym odruchu (bo jestem już kompletnie zarzucona robotą, robótkami, robóteczkami, etc.) na makowe wyzwanie u Agatki

Wyzwanie kwiatowe

nie mając właściwie żadnej maczej tudzież makowej pracy w zanadrzu, nie miałam też czasu, żeby takową wykonać. Ale ostatnio zrobiłam dla chrześnicy serwetę w kolorach maku z... biedronkami:


Maki oczywiście kojarzą mi się z tytułowymi stendhalowskimi kolorami: czerwonym i czarnym:



a wzór w biedronki mnie zachwycił, stąd chwyciłam za szydełko i wyszło toto na górze:)
Jak się przyjrzeć, to wykończenie serwety stanowią kwiaty, maki może?

Ja wiem, że to jest tak trochę naciągane, te maki/biedronki. Więc znalazłszy plamę na bluzce porwałam pisaki do tkanin i szybciutko wymaziałam wyzwaniowe kwiaty:



Pierwszy raz użyłam takich pisaków. Bluzka jest już po praniu i wszystko wygląda cacy! Super sprawa - plamy nie ma - maki są:)

Agatko, przyjmiesz takie prace? 
Mam nadzieję, że tak... Więc się zgłaszam:)

Pozdrawiam cieplutko,
Gosia

wtorek, 23 czerwca 2015

Smacznego! ... i pierzasty bonus:)

Witajcie:)

Dziękuję za miłe komentarze, cieszę się, że podobają Wam się moje szydełkowe "dziełka", jeszcze mam kilka na podorędziu, ale pierwsze muszą trafić do właścicieli (bo to niespodzianki są:)

Dzisiaj - króciutko (ale dużo zdjęć).
Nie mogłam się oprzeć i musiałam się podzielić z Wami moją ogrodniczą radością!
A dokładnie plonami z warzywnika:)


Jak już pisałam, nasz ogród nie jest prowadzony "od linijki", pełno w nim przypadkowych roślin (czyt. chwastów), które usuwam raz za czas (bo częściej się nie da:), nie stosuję w nim żadnej chemii, tylko naturalne opryski, gnojówki (śmierdzi, ale jak działa!) i kompost.

Jakaż była moja radość, gdy wczoraj zobaczyłam takie warzywa!


Kapusta, sałata, biała i czerwona rzodkiewka, z dodatkiem rumianku:)
Wszystko już się szykuje do spożycia:)

A żeby nie być gołosłowną, zobaczcie jak to wszystko rośnie! (mimo nieskoszonej trawy, ciągle pada:(




cukinia i groszek



porzeczka i poziomki, rzecz jasna:)


jedna z grządek podwyższonych: z selerem i fasolką szparagową



i borówka amerykańska, w tym roku tak obsypana owocami, że muszę ją podpierać:)

Wybaczcie jakość zdjęć, ale pogoda nie rozpieszcza...
Na koniec - mała pierzasta aranżacja:


Od jakiegoś czasu obserwuję sobie różne blogowe inspiracje. Ania zaraziła mnie ostatnio (nie, nie ptasią grypą:) piórami...
Bardzo lubię wszelkiej maści ptactwo, mamy go cały ogrom na ogrodzie i (niestety dla ocieplenia) na poddaszu, więc znalezienie piórek nie było czymś specjalnie trudnym.
Dorzuciłam kilka brzozowych patyczków i wszyło takie cóś:)

Chodziłam z tym cósiem po całym domu, szukając odpowiedniego miejsca.
Pierwotnie miał być parapet w kuchni:


Ale ostatecznie piórka stanęły na tle zasłony (a jakże!)  w ptaki:)


Kącik jest trochę ciemny, ale wygląda to mniej więcej tak:



No i co? Miało być krótko... Wybaczcie, nie wyszło...

Życzę Wam miłego dzionka:))
Gosia



sobota, 20 czerwca 2015

kwiatowo-serwetkowo

Witajcie:)

Bardzo dziękuję Wam w imieniu mojego osająka, tudzież pszczółki za tyle ciepłych słów:)) Widać nieudane robótki mogą wzruszać:))

Nie wiem jak u Was, ale u mnie dzieje się ostatnio tak wiele, że nie wyrabiam...
Ledwo wyszliśmy z chorób (hurra!) to spadła na mnie taka lawina pracy, że ledwo ogarniam.
Mnóstwo projektów, mnóstwo okazji, że nie wspomnę o dzieciach i domu, no i oczywiście - ogrodzie.

Pozaczynałam sporo prac, część skończyłam, ale nie zdążyłam pokazać, a czas leci,
a raczej pędzi, żeby nie określić inaczej;)

Dzisiaj zatem nadrabiam zaległości i pokażę Wam serwetę, jaką zrobiłam sobie...
do koszyka na święconkę:)))
Serio, nie żartuję:)
Jakiś czas temu Lucynka z http://sincreart.blogspot.com pisała o takowej (zrobiła zresztą śliczną) i uświadomiła mi, że niby coś tam dziubię, a jak trzeba iść z koszykiem to daję papierowe serwetki.
No, po prostu skandal!

Korzystając więc z chwilowej możliwości porwałam za szydełko, wynalazłam ciekawy wzorek i powstało to:


W oryginale miała mieć kolor łososiowo-pomarańczowy, ale ja zdecydowałam się na klasyczną biel.
Zachwycił mnie wzór w tulipanki:


Serweta ma średnicę ponad 60 cm, więc pasuje do mojego kosza, póki co, myślę, że zagości co jakiś czas a stole.

Kwiaty w ostatnim czasie mnie pochłaniają, nie tylko szydełkowe. Spójrzcie, co się dzieje w borowikowej donicy:


na tarasowym jeszcze do niedawna pachniał taki bukiet:



ale najbardziej zachwyca mnie mój kącik różany, zwany Świątynią Dumania:)
Zapraszam na chwilę wytchnienia:





Zostawiam Was zatem z tym obezwładniającym różano-jaśminowym zapachem:))
Do następnego!
Gosia

PS. Serwetę zgłaszam do linkowego party u Diany:)




poniedziałek, 15 czerwca 2015

Czerwcowe kolorki

Witajcie:)

Jak wiecie, zapisałam się na Cykliczne Kolorki u Danusi i kolorem majowym byłam zachwycona:) 
Niestety, nie zawsze jest "letko" i już następny miesiąc sprawił, że zabawa stała się dla mnie prawdziwym wyzwaniem!

Mamy się zmierzyć z kolorem żółtym połączonym z czernią lub bordo. Toż to sadyzm! Jak można tak się znęcać nad świeżutką blogerką?!:))

No, ale zasady gry są bezlitosne a przecież się nie poddam! Więc dzielnie podjęłam rękawicę a właściwie szydełko i wzięłam się za dzierganie (a raczej dziubdzianie) czegoś, co natychmiast kojarzy mi się z tym zestawem kolorów:


Oczywiście, nie będę oryginalna - jest to osa.
Os, podobnie jak żółtego, nie lubię. Jedyna wersja żółtego u mnie uchodzi w połączeniu z bielą, a już najlepiej jak jest to odcień budyniowy (tak sobie go nazwałam). I pozwólcie, że to będzie tyle w temacie koloru.

Nigdy jeszcze nie robiłam szydełkowych postaci, znalazłam wzór na pszczółkę, zmieniłam lekko kolorki - miała wyjść właśnie osa. Ale w myśl zasady - jak się nastawisz, tak będzie - mój "entuzjazm" kolorystyczny odbił mi się czkawką w trakcie roboty. I tu małe wyznanie:

Dziewczyny, Wy wszystkie, które robicie szydełkowe ludki, zwierzaczki i inne stworki!
Jesteście genialne! Jesteście mistrzyniami cierpliwości i precyzji!

Ja odpadłam. To znaczy - oczywiście - osa (a raczej owad zapylający, bo kolory ma osy, kształty pszczoły a gabaryty szerszenia:)) powstała, ale NIGDY WIĘCEJ!
Ależ to była dłubanina... Brrr! Chciałam pójść na łatwiznę, to mi się dostało:0

No, ale koniec zrzędzenia. Cieszę się, że pomimo wszelkich możliwych trudności i zniechęcenia, zrobiłam owada do końca:) Jeszcze bardziej cieszy się Antoś, który wziął go do przedszkola:)
Z efektu nie jestem zbytnio zadowolona... Jakieś to takie nieforemne, z boku to nawet wygląda na konia z 6 nogami, hehe:)
Ale, co ja Wam będę opowiadać. Sami zobaczcie!


Owada zgłaszam na czerwcowe wyzwanie. To może jeszcze parę zdjęć:




I to by było na tyle:) Ciekawa jestem jak Wam się spodobał mój owadzik...
Pozdrawiam, Gosia.




piątek, 12 czerwca 2015

skrzynia na kwiaty

Witajcie:)

Dziękuję za słowa wsparcia:)
Antybiotyki działają, więc zbieram się do życia.

Dzisiaj pierwsza część z zaległości.

Nasz sąsiad wszedł był niegdyś w posiadanie starej szopy a wraz z nią - różnych rozpadających się staroci. I już, niewiele brakowało, a znalazłyby się na śmietniku, na szczęście udało mi się cosik od niego wyszabrować:)
Oto pierwsze cudeńko - skrzynia na gwoździe, śrubki i inne różności:


Sama w sobie mnie zachwyciła, niestety jej stan wołał o odnowienie. Gdybym ją zostawiła saute, pewnie rozpadłaby się po pierwszym sezonie. 

W międzyczasie odkryłam genialne serwetki z borowikami. Tak mnie zauroczyły, że już stworzyła mi się w głowie wizja kwietnika. Pierwotna wersja miała być lekko prowansalska - no wiecie, lawendy, oliwki i te sprawy. Ale widok borowików zmienił wszystko! I tak powstała leśna, wiejska donica:



Jak widzicie z koniczyny (żywej) wyrastają dorodne grzybki, od góry okala skrzyneczkę bluszcz, w tle (żywe) brzozy, nasz ogród. Wydaje mi się, że lepszego motywu nie mogłam znaleźć - że tak nieskromnie rzeknę:))


A tu już w miejscu docelowym - na naszym nowym tarasie (który nota bene powstał dzięki temu właśnie sąsiadowi, bo to kapitalny stolarz jest:) Pozdrawiam, D.!)
Donicę, jak widzicie, wyłożyłam folią, wsypałam ziemię i obsadziłam białą smagliczką, białymi i bladoróżowymi stokrotkami, akcent kolorystyczny będzie nadawać portulanka, ale akurat jak robiłam zdjęcia, nie kwitła.





Na koniec - pochwała dla mojego Kochanego Męża:)
To, że jest, że z nami wytrzymuje (a nie jest to łatwe, hehe), że się o nas troszczy, to już wiele! 
Ale spójrzcie jakie nam - do prawie 8 lat piecze chleby!


Jak widzicie - choroby chorobami, ale Pan Bóg umie o nas zadbać - wystarczy piękno natury, możliwość rozwijania talentów a przede wszystkim miłość i troska najbliższych!
I tego Wam z serca życzę:)
Gosia

PS. Donicę zgłaszam do linkowego party u Diany:)




czwartek, 11 czerwca 2015

ogrodowo-chorobowo

Witajcie:)

Wiem, że mnie długo nie było, wiem, że też rzadko (oj, bardzo rzadko) Was odwiedzałam.
Proszę o wybaczenie...

Dopadł nas jakiś koszmarny sezon chorobowy, seria nie z tej ziemi!
Pierwsze starszy synek przyniósł grypę jelitową... Jak czas pokazał, przeszliśmy ją wszyscy:(

Potem ten sam starszy - dostał udaru słonecznego...

A potem, tym razem młodszego - położyła angina.
No i żeby dopełnić obrazu szpitala domowego, właśnie dzisiaj wróciłam od lekarza ze zdiagnozowaną anginą!
Brrr! Kiedy to się skończy!

Wybaczcie więc, że w gonitwie między termometrem - lekami - miednicą zagubiłam gdzieś komputer...

Ale jestem:)) Mam nadzieję, że antybiotyk zadziała i to już koniec serii. Ileż można?!?!

I nie myślcie, że w tym czasie nic własnołapkowego nie robiłam! Oj, niedoczekanie, tylko to mnie ratowało przed szaleństwem:) Trochę się tego nazbierało, więc rozłożę to na kilka postów.

Dzisiaj parę zdjęć z ogródka - kwitnące dzikie róże i irysy w mojej "świątyni dumania":))




Cudownie jest tak wypoczywać wśród zapachu dzikiej róży, nawet choroba nie taka straszna:)
Dzisiaj tyle, bo jednak mnie znowu rozkłada.
Ale nie dam się, pojawię się wkrótce i nadrobię zaległości, obiecuję!
Pozdrawiam Was cieplutko:)
Gosia