środa, 22 lipca 2015

Łuskanie fasoli

Witajcie:)

Nareszcie komputer mam sprawny, więc będę mogła nadrobić zaległości (miałam na nim zdjęcia).
Kule też już poszły w odstawkę, teraz tylko rehabilitacja, czyli już sama przyjemność:)) tak myślę...
Próbuję ogarniać dom i ogród (mój Kochany Mąż dwoił się i troił, ale ileż można, prawda?),
czas, żeby ogarnąć i bloga:)

Mam olbrzymie zaległości w Kąciku Czytelniczym i niniejszym zamierzam je nadrobić.

moje pierwsze wyzwanie

Tytuł posta mógł Was zmylić. Nie, nie będzie ogrodowo... 
Zapraszam Was do świata Wiesława Myśliwskiego
"Traktat o łuskaniu fasoli"


Oj, długo męczyłam się z tą książką... Był nawet moment, gdy myślałam, żeby się poddać, ale jak już zaczęłam, to trzeba skończyć, prawda?

Potem sobie pomyślałam, że przecież tak miało być. To nie jest powieść na jeden wieczór, nie jest to powieść "do podusi" li tylko, nie. Jest dokładnie taka jak jej tytuł:
traktat, czyli wchodzimy w przestrzenie filozoficzne, w pytania o sens, istnienie przypadku czy też jakiejś odgórnie istniejącej logiki bytu;
czytanie tej książki przypomina zaś łuskanie fasoli - jest równie żmudne, momentami monotonne, wymaga często determinacji i samozaparcia, ale też uspokaja, rytm czytanych słów (nawet gdy dotyczą spraw trudnych czy brutalnych) sprawia, że czujemy się jakbyśmy wpłynęli w szuwary, jak na okładce.
Wokół cisza, ogrom natury, na której tle człowiek jest tylko punktem. Z tej perspektywy wszystko odbiera się inaczej: miłość, pracę, wojnę, komunizm...
Całą fabułę poznajemy dzięki pierwszoosobowemu narratorowi, którym jest stróż domków letniskowych.
Już samo usytuowanie naszego "opowiadacza" sprawia, że otwierają się, niczym łuski fasoli, kolejne historie, poznajemy różne typy ludzkie. Ale całość jest zawsze złączona losem głównego bohatera-narratora: to z jego perspektywy poznajemy poszczególne wątki, to jego życia w jakiś sposób zawsze dotyczą.
Ten wielki monolog właściwie opowiadany jest bliżej niedookreślonemu słuchaczowi, czasem miałam wrażenie, że jest to alter ego bohatera, może uosobiona śmierć?
Ciekawe jest to, że nasz stróż, który kiedyś pracował jako elektryk w rzeczywistości okazuje się filozofem.
Z książki można czerpać całymi garściami sentencje i błyskotliwe myśli na temat ludzkiej egzystencji.

Czy warto więc tę książkę przeczytać?
Jeśli szukać lekkiej lektury na wakacje - zdecydowanie nie. Nie da się przecież wyłuskać fasoli hurtowo i bezboleśnie. Jeśli jednak chcecie się udać w filozoficzną podróż delektując się ziarnkiem po ziarnku - to zdecydowanie polecam! Do tej książki trzeba sobie dać czas, wypłynąć w szuwary i krok po kroku poznawać tajemnice naszego życia, bo choć historia przedstawiona przez Myśliwskiego dla wielu z nas jest już bardzo daleka, to jednak myśli, które z niej wynikają, wydają się bardzo uniwersalne.

Oj, ależ się rozpisałam... Tak mnie polonistyczny nastrój dzisiaj natchnął:) Widzicie, co Myśliwski robi z człowiekiem?
Tym, którzy dotrwali do końca tego posta, ale też tym, co odpadli w przedbiegach życzę miłego dnia:))

Gosia

4 komentarze:

  1. Ciekawa recenzja, choć osobiście za twórczością W.Myśliwskiego nie przepadam...Życzę efektywnej rehabilitacji:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję:) Przyznam, że ja też długo nie sięgnę po tego autora, teraz czas na rarytasy, czyli Paweł Huelle, szczegóły wkrótce:) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ładnie napisana recenzja książki. Kto wie może kiedyś ją przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Twoja renenzja bardzo ciekawa :-) Życzę szybkiego powrotu do zdrowia.
    Pozdrawiam Cię Gosiu :-)

    OdpowiedzUsuń

Będę wdzięczna za każdy komentarz, Wasze opinie są dla mnie zachętą i potwierdzeniem, że to, co robię ma sens:) Z góry wszystkim chcącym zabrać głos na tym blogu serdecznie dziękuję!